Z czym kojarzy się Tobie podróż po Indiach? Jeżeli z wypchanym do granic możliwości pociągiem z ludźmi siedzącymi na dachu, to musimy Ciebie rozczarować. Transport w Indiach nie jest taki straszny, chociaż momentami bywa naprawdę egzotycznie. Podczas naszej podróży po Indiach poruszaliśmy się autobusami, motorkami, rikszami, kilkoma klasami pociągów, promem, na dachu busa, prywatnym samochodem, samolotem, taksówkami i dzielonym jeepem załadowanym 19 osobami. Jak myślisz, co podobało nam się najbardziej? Jak wygląda transport w Indiach?
Transport w Indiach – pociąg
Największym wyzwaniem nie jest podróż pociągiem, ale zakup biletu. To istne szaleństwo. Bilet na pociąg w Indiach to towar prawdziwie deficytowy i niezwykle pożądany. 10 000 pociągów i 25 000 000 pasażerów dziennie – te liczby przyprawiają o zawrót głowy. Bilety na lepsze klasy znikają tuż po pojawieniu się w sprzedaży, czyli 60 dni przed odjazdem. A jeżeli o klasach mowa, to w powszechnym użyciu jest ich sześć.
Trzy klimatyzowane leżące (AC1, AC2, AC3), klimatyzowana siedząca (AC Chair Car) oraz dwie najtańsze, nieklimatyzowane i najpopularniejsze – Sleeper Class i Second Sitting. W tych dwóch ostatnich toczy się prawdziwe hinduskie życie. Korytarz to prawdziwa, indyjska ulica, cały czas płynie nim hałaśliwy strumień ludzi – pełno tu sprzedawców mango lassi czy ciepłych i zimnych posiłków, można się tu naprawdę nieźle i tanio najeść.
W AC3 podróż wygląda już trochę inaczej, ze względu na cenę oraz pozory prywatności – zasłonki osłaniające otwarty przedział. Mimo tego byliśmy największą atrakcją nocnej podróży w AC3. Przez cały czas czuliśmy na sobie zaciekawione spojrzenia naszych współtowarzyszy. O prywatności można zapomnieć. Wystarczy, że obudzi się osoba śpiąca na dolnej leżance, a wszyscy zeskakują na dół i siadają na prześcieradłach. Czuliśmy się momentami jak jedna, wielka hinduska rodzina.
To, co najbardziej odróżnia AC3 od sleepera, czyli klimatyzacja, jest jej największym przekleństwem. Nazwałabym ją raczej chłodziarko-zamrażarką. Wieje tak mocno, że można się nieźle rozchorować. Nie da się zmniejszyć ani temperatury ani nawiewu. Najgorzej jest na górnych łóżkach. Na zewnątrz panowały upały, a my założyliśmy na siebie wszystkie ciepłe ciuchy i owinęliśmy się kocami. Po drodze spotkaliśmy argentyńską parę, która podróż AC3 przypłaciła kilkudniową chorobą.
Naszą ostatnią noc w Indiach spędziliśmy właśnie w pociągu, na tę okazję kupiliśmy bilety w AC1, czyli najwyższej klasie. Tu się zaczyna inny świat. W całym pociągu, którym podróżuje nawet kilka tysięcy osób, jest tylko kilkanaście takich miejsc odizolowanych całkowicie od pozostałych klas. Świeża, pachnąca pościel, szerokie leżanki z grubszymi materacami, regulowana klima z możliwością jej wyłączenia, umywalka, liczne światła i kontakty, cztery osoby w przedziale i bilety 10 razy droższe niż w sleeperze. Nic dziwnego, że tą klasą jeżdżą głównie turyści i biznesmeni.
Jak kupić w Indiach bilet na pociąg przez Internet?
Jak kupić bilet z takim wyprzedzeniem? Okazało się to banalnie proste. Wystarczy założyć konto na cleartrip.com, a następnie wysłać login i skan paszportu na wskazany adres mailowy indyjskich kolei. Odpowiedź z kodem przyszła do nas po 3 godzinach. Szybkość i łatwość komunikacji jest oszałamiająca. Ciekawe kiedy nasze pkp będzie miało taki czas reakcji, może się wiele od Indusów nauczyć 🙂
Co zrobić, jeżeli już nie ma miejsc na Twoje połączenie? Masz trzy wyjścia. Pierwsze to zapisać się na waiting list i czekać aż zwolni się bilet na pociąg. Nam udało się raz dostać bilety z waiting list na oblegany pociąg z Margao do Hospet. Zaprzyjaźnieni Argentyńczycy, którzy byli niżej na liście rezerwowej nie dostali biletu, ale wsiedli do pociągu. Konduktor machnął na to ręką, ale wszystko zależy od jego dobrej woli. Mógł równie dobrze wysadzić ich gdzie po drodze. Druga opcja to zakup biletu z puli tourist quota za pośrednictwem agencji turystycznej. Te bilety nie są dostępne w internecie. Możesz je kupić nawet w dniu wyjazdu, ale zapłacisz za nie sporo więcej, czasami nawet dwukrotnie więcej. Do tego musisz uważać na oszustów w agencjach.
Ostatnia szansa to bilety z puli tatkal, które możesz kupić dzień przed odjazdem o 10% drożej w przypadku II klasy i 30% w przypadku klas AC. Co najbardziej zaskakuje podczas podróży pociągiem? Wydrukowana lista pasażerów u konduktora w walizce, która ma kilka metrów długości. On dokładnie wie kto, gdzie wysiada i jest w stanie się w tym wszystkim połapać. Nas zaskoczyli jeszcze Indusi jadący z nami w AC1 – poranną i wieczorną jogą na pociągowej leżance 🙂
Transport w Indiach – samolot
Jeżeli kupisz bilet odpowiednio wcześniej lub w promocji, to zapłacisz za niego mniej niż za pociąg w klasie klimatyzowanej. Do tego zamiast kilkunastu godzin w pociągu spędzisz 1-2 godziny w powietrzu. Warto więc rozważyć ten środek transportu. Mieliśmy jeden lot wewnętrzny z Aurangabadu do Trivandrum z międzylądowaniem w Mumbaju. Akurat tak nam się ułożyło, że na naszych trasach nie było innych połączeń. Lecieliśmy Jet Airways, wszystko pięknie ładnie, tylko nie na czas. Samolot mieliśmy z rana, o 6:30 musieliśmy być na lotnisku. Niestety niepotrzebnie tak wcześniej wstaliśmy, bo samolot miał 1,5 godziny opóźnienia. Czyżby zaspał pilot? Czekaliśmy w tłumie wrzeszczących Indusów na prowincjonalnym lotnisku, na którym nie ma szansy na kawę czy herbatę. Dobrze, że udało nam się coś zjeść przed wyjazdem na lotnisko i zrobić zieloną herbatę na drogę. Po tym falstarcie wszystko było już w porządku. Tylko po locie byliśmy równie zmęczeni, jak po nocy w pociągu.
Transport w Indiach – autobus
Dramat. To słowo najlepiej oddaje nasze autobusowe doświadczenia. Unikaj autobusów za wszelką cenę, w Indiach nie ma nic gorszego. Rozklekotane schoolbusy pamiętające czasu imperium brytyjskiego osiągają zawrotne prędkości 30-50 km na godzinę. Do tego kierowcy jeżdżący jak wariaci, a siedzenia są dla drobnych i niskich hindusów. O miejscu na nogi zapomnij. Raz chcieliśmy dokupić jedno miejsce na trzyosobowej kanapie, bo nie wyobrażaliśmy sobie, że ktoś może się tam dosiąść. Konduktor nas wyśmiał, a przystanek później wsiadła tęga matrona, która zajmowała pół kanapy. Kiedy usiadła wbiła nam boczne barierki w uda. Łukasz wylądował więc na schodach.
120 km z Koczinu do Munnaru pokonaliśmy w ponad 6 godzin, przy każdym podjeździe trochę drżało nam serce czy autobus na pewno da radę – kierowca w upale piłował silnik do granic możliwości. 20 km przed Munnarem zajechaliśmy do małego miasteczka, kierowca stanął na lokalnym dworcu, zawołał kolegów, razem otworzyli maskę dymiącego silnika, nalali tam jakiegoś płynu i pięć minut stali dyskutując oraz drapiąc się głowach. Po czym usłyszeliśmy „Change bus”, a kierowca wskazał nam wypchany autobus stający parę metrów obok. Cóż, nie było wyboru. Wszyscy zabrali manatki i usadowili się gdzieś na korytarzu. Wierzcie mi, sardynki w puszce nie są tak upchane jak my byliśmy w tym autobusie. Ale co niewygoda to przygoda…
Riksza czy taksówka? A może dzielony jeep?
Krążymy z poznanym poprzedniego dnia Francuzem i Austriakiem pomiędzy świątyniami w Ellorze. Musimy przejść spory kawałek piechotą, żar leje się z nieba. Nagle zbliża się bus pełen Indusów. A gdyby tak złapać stopa? Zagaduję kierowcę. Mówi, że nas zabierze i … pokazuje miejsce na dachu. To tylko 10 minut, jest się czego trzymać, wskakujemy. Wiatr rozwiewa włosy, trochę podskakujemy na małych wybojach, chętnie pojechalibyśmy z nimi dalej! Powrót z Ellory do Aurangabadu. Na autobus musimy czekać nie wiadomo ile. Zagaduje nas kierowca jeepa, odjedzie jak tylko będzie komplet, cena niewiele większa niż bilet do autobusu.
Jest nas czwórka, szybko powinniśmy zebrać komplet, wchodzimy w to. Austriak idzie do przednich drzwi, my z Francuzem do tylnych. Kierowca pokazuje Austriakowi, że ma iść do nas na trzyosobową kanapę. Jakoś się upychamy, zaraz okaże się, że są to VIPowskie miejsca. Z przodu razem z kierowcą siedzi 5 osób. Z tyłu ciężko się doliczyć, co chwilę doskakuje nowa osoba, w sumie było nas co najmniej 19 osób. W tym dwie osoby wiszące na otwartych drzwiach. Być może ktoś jeszcze siedział na dachu. Tego nie wiemy, byliśmy za bardzo ściśnięci, żeby się ruszyć i wyjrzeć za okno. Ale przy najmniej dojechaliśmy w miarę szybko.
Pierwszy dzień w Mumbaju i niezłe zaskoczenie, taksówki okazują się być tańsze na krótkich dystansach od rikszy. Co więcej, w godzinach szczytu są one rozchwytywane. Gdy tylko jakaś zatrzyma się na ulicy, z każdej strony wskakuje do niej kilka obcych osób. Zamawiamy taksówkę w Appelley, ma nas podwieźć kilka kilometrów na publiczny prom po backwaters. Podjeżdża piękny, biały Ambasador. 3 zł za kurs legendą. Kto by się spodziewał, że takie samochody robią tutaj za taksówki.
Transport w Indiach – prywatny samochód
Dwa razy jechaliśmy prywatnym samochodem. W porównaniu do tanich klas w pociągach kosztują majątek, ale patrząc przez pryzmat Polski ceny są przystępne. Kiedy wyszliśmy półprzytomni z samolotu i pomyśleliśmy, że mamy wsiąść do rikszy, potem do pociągu i potem znowu do rikszy, to odpuściliśmy. Za 40 km zapłaciliśmy 80 zł, za pociąg i riksze wyszłoby pewnie trzy razy taniej. Drugi raz wynajęliśmy prywatny samochód na spółkę z Francuzami, żeby zaoszczędzić czas i nie telepać się rozklekotanym autobusem 100 km z Aurangabadu do skalnych jaskiń w Ajancie. Zapłaciliśmy kilkadziesiąt złotych za cały dzień. Cóż, czasem warto pozwolić sobie na odrobinę luksusu.
Motor – król indyjskich dróg
Prawdziwym królem indyjskich dróg jest motor. To nim porusza się większość mieszkańców. Ale jeżeli myślisz, że robią to w europejski sposób, to bardzo się mylisz. Na motor wchodzi tyle osób, ile się zmieści i ładuje tyle bagażu ile uniesie. Rower, dywan, wielkie paki, mały sklep, całe rodziny, tutaj nie ma żadnych ograniczeń!
W Hampi też mieliśmy swoją motorową przygodę. Kilka zł za dzień plus benzyna i możesz śmigać na motorze. Prawo jazdy nie jest potrzebne, wystarczy minutowy instruktaż. Tu jest gaz, tam hamulec, tak odpalasz silnik i już mkniesz przed siebie pomiędzy świątyniami, polami ryżowymi i górami kamieni. Tak, właśnie to podobało nam się najbardziej!
Jak przeprawić się z motorem na drugą stronę rzeki w Hampi? Najlepiej takim promem jak na zdjęciach powyżej. Wchodzi na niego tyle osób i motorków ile się zmieści. Most zaczęli budować, ale najwyraźniej się rozmyślili, bo wystaje tylko jedno, wiekowe przęsło.
Co zrobić jak popsuje się riksza albo samochód? Najlepiej porzucić. Taki widok zobaczycie w centrum Koczinu. Po drodze z Koczinu do Munnaru widzieliśmy porzucone ciężarówki pomiędzy przeciwległymi pasami. Welcome to India!
Wszystkie posty z podróży po Indiach:
Indie
Wszystkie przepisy z Indii:
Kuchnia indyjska
Lubisz nasze wpisy? Będzie nam bardzo miło, jeżeli podzielisz się nimi ze znajomymi i zostaniesz naszym stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie!
Pamiętam że kiedyś widziałam jeszcze zestaw krzeseł i łóżko – też przewożone na motorze 😀
jak da się upchać, to czemu nie 😀
Masakra… niech się wreszcie pojawiają te tanie bilety do Indii. Podobno strasny tam chaos i cięzko polubić ten kraj, ale w końcu muszę!
Indie albo się kocha albo nienawidzi. Nie ma co słuchać innych, trzeba je przeżyć samemu!
Chaos jest przeobromny, ale mnie sie Indie bardzo podobaly. Nie mialysmy tez problemow z kupieniem biletow, ale to bylo dobre pare lat temu.
Tanie taksówki to faktycznie niecodzienność. Natomiast upychanie wszystkiego co tylko możliwe na motory/skutery przypomina mi trochę Holandię i podobny trend ale na rowerach. Widziałam nawet meble transportowane rowerami. Można? Można. ;-D
A to ciekawostka, nie spodziewałam się po Holendrach takiej fantazji! To pewnie przez te coffee shopy 😀
Mam chilijskiego kolegę, który wytrzymał w Indiach niecałe 12 godzin. Planował zostać miesiąc i na tyle miał wykupiony bilet, a wrócił pierwszym możliwym samolotem na drugą stronę globu. Dziś żałuje i planuje wrócić, chyba po to by zmyć wstyd poddania się tak szybko, i dać Indiom szansę. Myślicie, że można zakochać się w Indiach po tym jak je się znienawidziło?
Wszystko jest możliwe! Najlepiej będzie, jak zacznie swoją podróż od południa Indii i na początku będzie unikał dużych miast. To właśnie one są najbardziej przytłaczające przy pierwszym kontakcie. Mamy nadzieję, że zakocha się od drugiego wejrzenia!
Dokładnie! Nie radzę zaczynać od Delhi – chyba, że ma się kogoś, kto się zaopiekuje w pierwszych dniach i trochę pokaże, jak się w tym chaosie poruszać 🙂 Południowe jednak – moim zdaniem – są o wiele bardziej przyjazne, spokojne, ładniejsze. Dobre na pierwszy raz 🙂
Część zdjęć można by spokojnie podstawić do Albanii i też by były adekwatne 😉
kiedyś miałam wielką fazę, żeby do Indii pojechać, potem mi się trochę odwidziało, ale i tak bym chciała się tam wybrać i pociągami pojeździć po kraju 🙂 jakoś własnie ten środek transportu najbardziej mnie przekonuje. taka przygoda! 😀
wybierz się koniecznie! my na pewno wrócimy, zostało nam jeszcze tyle miejsc do zobaczenia i przygód do przeżycia 🙂
No jak dla mnie czad!
Hahaha! Mega czadowo! 😀
jak się chce, to się wszyscy zmieszczą 🙂
chęci są najważniejsze!
w Europie nie do pomyślenia…
kiedyś jeździłam w podobnym ścisku po Krymie, w Albanii też bywa ciekawie 🙂
faktycznie zapomniałem o Krymie, ale tam z tego co pamiętam drzwi były zamknięte od marszrutki 🙂
He, he, człowiek zapomina szybko o tym, że ciasno, jak zaczyna z przerażeniem obserwować ten chaos na drogach. 😉
Skąd ja to znam! W Kambodży jechaliśmy chyba w 26 osób w 14-osobowym busie plus kogut, ryby i kraby – wszystko żywe! 😀
my z kurczakami w busie jeździliśmy po Delcie Mekongu w Wietnamie 🙂
A ja mieszkając pół roku w Indiach, podróżowałam też inaczej – zdecydowanie bardziej „luksusowo” niż w Polsce, np. autobusami sleeper class, gdzie w swojej kajutce miałam czystą pościel i swój telewizor, wszystko za bezcen. Fajnie by było, gdyby inni zobaczyli i poznali też „normalną” czy „nowoczesną” stronę Indii, bo to kraj, gdzie nie tylko „wozi się kozy na motocyklach”. Są różne oblicza tego kraju, niestety większość osób, którym wspominam o Indiach dziwią się nawet, że są tam duże centra handlowe… 🙁
Cześć, dzięki za komentarz. Podróżowaliśmy różnymi środkami transportu różnej klasy, o czym piszemy w poście. Jechaliśmy zarówno rozklekotanym autobusem, prywatnym samochodem, jak i czyściutkim Ambasadorem, najniższymi klasami pociągów, jak i najwyższą AC1, w której dostaliśmy czystą, pachnącą świeżością pościel. Indie to kraj kontrastów, także jeżeli chodzi o transport, ale jeżeli ktoś chce podróżować luksusowo, to nie będzie z tym problemu. Pozdrawiamy!
SUper zdjęcia! Chociaż niektóre trochę śmieszne ;)) Zazdroszczę podróży
Dzięki, niesamowite jest jakie rzeczy można przewozić na motorkach, gabaryty nie mają znaczenia 🙂