W Bangkoku byliśmy już kilka lat temu przez kilka dni, znaliśmy jego klasyczne atrakcje, spędziliśmy w nim nawet Wielkanoc. Tym razem szukaliśmy więc miejsc mniej oczywistych, najlepiej pełnych tajskich smaków i aromatów. Stwierdziliśmy, że najlepiej poszukać ich na obrzeżach Bangkoku. W ten sposób trafiliśmy na Khlong Lat Mayom, gdzie w weekendy odbywa się targ i floating market (pływający targ). I faktycznie trafiliśmy na jedzeniowy targ pełen straganów i ulicznej, różnorodnej kuchni. Ale niewielki pływający targ znaleźliśmy dopiero kawałek dalej płynąc pomiędzy kanałami Bangkoku. Warto było przesiąść się na łódkę i zobaczyć inny Bangkok, bowiem życie pomiędzy kanałami wygląda zupełnie inaczej niż w centrum miasta!
Khlong Lat Mayom – jedzeniowy targ i ryba grillowana w soli
Na Khlong Lat Mayom Floating Market przyjechaliśmy z pustymi brzuchami taksówką. Nasz plan był prosty – spróbować jak najwięcej. Przez miasto przemknęliśmy bardzo szybko. Im bardziej oddalaliśmy się od centrum, tym więcej zieleni widzieliśmy. Zmieniała się też zabudowa, budynki robiły się coraz niższe. W końcu dojechaliśmy do Khlong Lat Mayom. Rozejrzeliśmy się wokół w poszukiwaniu wody i pływających łódek, które widzieliśmy wcześniej oczami wyobraźni. Ale wokół nas na pierwszy rzut oka nie widzieliśmy żadnego kanału. Ruszyliśmy więc w kierunku blaszanych zabudowań, do których wchodzili Tajowie. Ich wnętrze okazało się być pełne straganów i prostej, ulicznej kuchni. Dopiero w środku dostrzegliśmy kanał, wzdłuż którego rozciągał się całkiem autentyczny, nienastawiony na turystów targ jedzeniowy.
Musieliśmy coś szybko zjeść, żeby nie zakręciło nam się w głowach z głodu i od tych wszystkich zapachów. Szukaliśmy innych potraw niż te, które objadaliśmy się cały poprzedni wieczór w Chinatown. Nasz pierwszy głód zaspokoiły pyszne naleśniki ze świeżo startym kokosem (35 batów sztuka). Potem zjedliśmy dim sumy z przyjemnie piekącym sosem (50 batów porcja). Z każdej strony kusiły nas grillowane kalmary i krewetki.
Specjalnością Khlong Lat Mayom Floating Market jest pla pao, czyli ryba grillowana w soli, którą zajadają się miejscowi. Pla Pao na pewno warto tutaj spróbować. Ceny zaczynają się od 160 batów w zależności od wielkości ryby. Kuchnia Khlong Lat Mayom nie jest może wyrafinowana i wybitna, jest za to jest świeża, prosta, uczciwa i autentyczna, a każdy z pewnością znajdzie coś co trafi w jego gust.
W poszukiwaniu pływającego targu Khlong Lat Mayom
Całkiem nieźle najedzeni zaczynamy się rozglądać za pływającym targiem i łódkami. Idziemy wzdłuż niezbyt szerokiego kanału, nad którym położony jest naziemny targ jedzeniowy. Na wodzie nie ma zbyt wielu łodzi. W oddali widzimy małą drewnianą łódkę, z której sprzedawane są warzywa i owoce. Na pokładach pozostałych łodzi zamiast jedzenia i towarów widzimy ludzi. Podczas, gdy w hali zdecydowanie przeważają miejscowi, na wodzie prym wiodą turyści. Khlong Lat Mayom Floating Market wydaje się być przede wszystkim sporym naziemnym targiem jedzeniowym. Po dawnym pływającym targu pozostała najwyraźniej tylko legenda i pan sprzedający kokosy z łodzi.
Podchodzimy do małej przystani oferującej rejsy kanałami. Cena jest przystępna – jedynie 100 batów za osobę. Na łodzi jest kilkanaście miejsc, szybko się decydujemy, aby sprawdzić jak wygląda okolica z perspektywy wody. Zanim wejdziemy do łodzi kupujemy w biegu smażone owoce morza zatopione w cieście. Wyglądają niezwykle apetycznie i kolorowo, są całkiem niezłe, choć spodziewaliśmy się odrobinę większej satysfakcji dla naszych kubeczków smakowych. Zjadamy je w oczekiwaniu na współpasażerów i po krótkiej chwili, gdy łódka prawie się zapełniła, wypływamy na kanały Bangkoku.
Łódką przez kanały Bangkoku
Razem z nami płynie osiem osób, ale kompletnie nam to nie przeszkadza, bowiem jest sporo miejsca i nikt sobie nie wchodzi w drogę. Zaczynamy czuć przysłowiowy wiatr we włosach i od razu robi się przyjemnie. Mijamy łódkę z turystami i niewielki kajak, który okazuje się być całkiem popularnym środkiem transportu w tej okolicy. To jeden z mieszkańców wraca obładowany do domu z porannych zakupów. Kilka chwil później mija nas łódka – sklep z artykułami higienicznymi i papierem toaletowym, a następnie pływająca śmieciarka.
Wpływamy do jednego z bocznych kanałów. Mijamy mniej i bardziej zadbane domy. Łączy je jeden wspólny mianownik – mała, prywatna przystań. Przy domach zacumowane są małe łodzie i kajaki lub zagrodzone jest miejsce postojowe. Prawie każdy dom ma też część wypoczynkową położoną nad wodą. Może to być taras, stół i kilka krzeseł, albo po prostu hamaki rozwieszone nad wodą. Najbardziej podobają nam się wąskie kanały często bujnie porośnięte roślinnością. Najczęściej są one drogą dojazdową do położonych głębiej domostw. Tak jak na drogach są tu skrzyżowania oraz kanały o różnej randze i szerokości.
Wat Saphan – świątynia i malutki floating market
Rejs pomiędzy kanałami to nie tylko czas spędzony na wodzie, to także kilka przystanków. Pierwszy z nich to Wat Saphan. Tuż obok tradycyjnej świątyni z okresu Ayutthaya z kilkoma wizerunkami Buddy znajduje się malutki, ale jakże autentyczny Wat Saphan Floating Market. Choć na pływający targ składa się zaledwie kilka łódek, to wygląda on całkiem efektownie.
Z jednej z łódek dochodzą fantastyczne aromaty, na prostej kuchence smażą się tajskie omlety. Do drugiej łódki po zupę podpływa jeden z mieszkańców w kajaku, którego mijaliśmy kilka minut wcześniej w jednym z kanałów. Nie jest to pływający targ z wielkim rozmachem, to bardziej kilka pływających gar kuchni oraz kilkanaście straganów na brzegu. Naszym drugim przystankiem jest farma orchidei, czyli kilka rzędów kwiatów na krzyż. Kupujemy świeżego kokosa i cierpliwie czekamy aż reszta pasażerów wróci na łódkę. To standardowe przystanki podczas grupowej wycieczki. Jeżeli chcesz zobaczyć coś więcej, musisz wynająć łódkę na wyłączność.
Posmak dawnego Bangkoku
Zobaczyliśmy zupełnie inny Bangkok niż ten, który znaliśmy do tej pory. Czuliśmy się trochę jak podczas podróży w czasie. Kiedyś tak wyglądało całe miasto. Dawno temu Bangkok bywał nawet nazywany Wenecją Wschodu właśnie za sprawą kanałów. Były one głównymi arteriami komunikacyjnymi i handlowymi. Z czasem kanały w centrum miasta zostały zastąpione ulicami, ale na szczęście w innych częściach miasta nie zniknęły. W 2019 roku w Bangkoku istniały 1682 kanały o łącznej długości 2604 km. Chociażby dla tych kanałów warto przyjechać na Khlong Lat Mayom Floating Market i zobaczyć inny Bangkok, bowiem życie pomiędzy kanałami wygląda zupełnie inaczej niż w centrum miasta.
Informacje praktyczne:
- GODZINY OTWARCIA: Khlong Lat Mayom Floating Market otwarty jest jedynie w sobotę i niedzielę w godzinach 8.00-17.00.
- DOJAZD: Khlong Lat Mayom Floating Market znajduje się na obrzeżach Bangkoku około 10 kilometrów od centrum. Najwygodniej jest tam dostać się taksówką lub Grabem. Możesz jechać bezpośrednio z centrum lub pojechać do stacji metra BO Wan, skąd taksówka nie powinna kosztować więcej niż 100 batów. Wracając jechaliśmy do Wat Arun, za przejazd zapłaciliśmy 100 batów.
- REJS KANAŁAMI: Rejs łódką po kanałach kosztuje 100 batów za osobę i trwa około 1,5 godziny. Łódki odpływają co około pół godziny, na jednej łódce jest maksymalnie kilkanaście osób. Wynajęcie prywatnej łódki kosztuje od 1200 batów za godzinę.
Nasze tajskie podróże:
Tajlandia
Wszystkie przepisy z Tajlandii:
Kuchnia tajska
Lubisz nasze wpisy? Będzie nam bardzo miło, jeżeli podzielisz się nimi ze znajomymi i zostaniesz naszym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie!
po tym poście w końcu mam ochotę zobaczyć Bangkok!
Polecamy, my lubimy Bangkok, jest sporo ciekawych miejsc do zobaczenia i jeszcze więcej rzeczy do spróbowania 🙂 Pozdrawiamy!
Byłam w lutym w Tajlandii z całą rodziną. W Bangkoku również, ale tylko 3 dni. Tajlandia to cudowny kraj, z pewnością tam wrócę, bo 3 tygodnie to zdecydowanie za mało.
W pełni zgadzamy się z Twoją opinią, my również chętnie wrócimy do Tajlandii, zostało nam jeszcze sporo miejsc do zobaczenia, mamy nadzieję, że niedługo dalsze podróże będą możliwe! Pozdrawiamy serdecznie!
Podczas naszej wizyty w Bangkoku, bardzo chciałam zobaczyć jeden z targów na wodzie i wybór padł właśnie na Khlong Lat Mayom. Cóż, nie mogliśmy trafić lepiej. Byłam zaczarowana autentycznością tego miejsca, a rejs kanałami był miłym akcentem na zakończenie wizyty.
Muszę przyznać, że czułam się zagubiona pośród tylu smaków, które oferowało to miejsce! Po godzinie poszukiwania w końcu postawiliśmy na klasyczną zupę Tom Yum – nigdzie później nie jadłam tam smacznej i wykręcającego nos dania 😉
To prawda, jest tam tyle smaków, że nie ma szans spróbować wszystkiego podczas jednej wizyty. Kanałami warto popłynąć, aby zobaczyć inny Bangkok, naprawdę warto! Pozdrawiamy serdecznie 🙂