Meksykanie uwielbiają wyraziste kolory. To uwielbienie widać na każdym kroku, w ubiorze, na talerzu czy też wreszcie w architekturze. Architektura domów i miasteczek może być prosta, ale nigdy nudna. Kolor zmienia proste, klockowate w kształcie budynki w przyjemne dla oka kamieniczki. Poczuć to można na kolorowej starówce Campeche, wpisanej w 1999 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Campeche uznawane za jedno z najpiękniejszych miast Meksyku. Dla nas Campeche było bardzo przyjemnym, kolorowym przystankiem w drodze z Jukatanu do Chiapas, choć przyznamy, że nie uważamy go za obowiązkowe miejsce do zobaczenia podczas podróży po Jukatanie. Natomiast jeżeli jest na Waszej trasie, warto zajrzeć do jego historycznego centrum pełnego żywych kolorów.
Historyczne centrum Campeche z listy Unesco
Starówka Campeche mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Budynki są żółte, różowe, zielone czy granatowe, bardzo rzadko białe czy też beżowe. Zabudowa jest parterowa lub jednopiętrowa, a większość zabytkowych kamienic pochodzi z XVIII wieku. Spacer pomiędzy tymi kolorami to czysta przyjemność. Na starówce znajdował się nasz hotel, a kilka kroków od niego bardzo fotogeniczny deptak Calle 59 bez ruchu samochodowego. Bardzo polecamy spacer tą uliczką, łączącą dwie zabytkowe bramy na starówce, czyli Puerta de Mar oraz Puerta de Tierra.
Najważniejszym miejscem na starówce jest plac Parque Principal. Otaczają go zabytkowe kamienice z pięknymi podcieniami. Ale najjaśniejszą gwiazdą jest górująca nad placem Katedra Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej. Zbudowano ją w nieprzypadkowym miejscu, pierwotnie wzniesiono tam pierwszy kościół zbudowany na Półwyspie Jukatańskim. Za sprawą ataków piratów nękających Campeche budowa katedry trwała aż 165 lat. Rozpoczęto ją w 1540 roku i ukończono dopiero w roku 1705. Rozciągniętą w czasie budowę widać w architekturze katedry – jej wieże wydają się być zbudowane w innym stylu niż sam korpus.
Rozczarowujące fortyfikacje i przyjemne bulwary
Wspomniani piracie nękali miasto niemalże od początku jego powstania. W czasach kolonialnych Campeche było najważniejszym portem na Jukatanie. Statki przewożące do Europy liczne dobra i kruszce, w tym złoto, srebro i przyprawy, były dla piratów łakomym kąskiem. Kiedy w 1685 roku piraci zaatakowali miasto i zamordowali 1/3 jego mieszkańców, zapadła decyzja o fortyfikacji Campeche. W ciągu 20 lat miasto otoczono murami oraz 8 bastionami. Dziś pozostałości dawnych fortyfikacji odgradzają starówkę od pozostałych części miasta. Zachowane bastiony i mury można zwiedzać, ale ciekawsza niż ich architektura okazała się wystawa poświęcona Majom. Mury sprawiały wrażenie raczej wąskiego przejścia niż murów obronnych z prawdziwego zdarzenia. Dużo większe wrażenie zrobił na nas geometryczny fort w mieście Bacalar po drugiej stronie półwyspu.
Warto zajrzeć natomiast na nadmorskie bulwary, które znajdują się tuż przy starówce i pokazują inne oblicze miasta. Choć w samym centrum nie ma plaży, bryza wiejąca od morza jest bardzo orzeźwiająca, a na bulwarach czuliśmy się trochę bardziej amerykańsko niż meksykańsko. Z perspektywy bulwarów Campeche sprawia wrażenie nowoczesnego i zamożnego miasta, w którym żyje się przyjemnie. Nad morzem kilka kilometrów od centrum znajdują się liczne restauracje z owocami morza tzw. parador gastronomico de coteleros z tarasami z widokiem na wodę. Niestety my trafiliśmy średnio, był to jeden z gorszych posiłków podczas podróży po Jukatanie.
Pan de cazón – tortilla z mięsem rekina
Skoro o jedzeniu mowa, musimy wspomnieć o pan de cazón, które jest specjalnością zarówno miasta, jak i stanu Campeche. W dosłownym tłumaczeniu pan de cazón oznacza chleb z rekinem. Nazywany bywa także jukatańską lasagne, ale poza warstwową strukturą i sposobem zapiekania te dwie potrawy nie mają zbyt wiele wspólnego. Pan de cazón to kilka warstw tortilli przełożonych mięsem rekina i pastą fasoli, zapiekanych w piecu i obficie polanych sosem pomidorowym. Mięso rekina jest wcześniej gotowane z wodzie, a następnie siekane. Sos, którym polany był nasz pan de cazón przypominał nam w smaku pomidorowy sos do gołąbków, a mięso rekina w smaku bardzo przypominało makrelę.
Cóż, wielkimi fanami pan de cazón nie zostaliśmy, nie był to jest smak, który jakoś szczególnie zapadł nam w pamięć. Jeżeli będziecie w Campeche, na pewno warto spróbować jak smakuje pan de cazón i wyrobić sobie własną opinię. Pan de cazón jedliśmy w restauracji Marganzo przy Porta del Mar. Natomiast o tym, co zjeść na Jukatanie pisaliśmy więcej tutaj: Kuchnia Jukatanu, panuchos, sopa de lima, cochinita pibil i huevos motuleños.
Nasz nocleg w Campeche
Hotel Lopez w Campeche zlokalizowany jest idealnie, na kolorowej starówce Campeche wpisanej na listę Unesco. Posiada prywatny parking, co jest bardzo istotne, bo w tej lokalizacji, pośród wąskich uliczek znalezienie miejsca parkingowego jest niezwykle trudne. Hotel ma 4 gwiazdki, ale choć, nazwalibyśmy je raczej meksykańskimi 4 gwiazdkami, to jest w nim wszystko czego potrzebowaliśmy. Przyjemny pokój z ładną łazienką, miła i bezproblemowa obsługa, bardzo dobre jak na meksykańskie warunki śniadanie, czyli coś więcej niż tost z marmoladą, najlepsze hotelowe jakie jedliśmy w Meksyku. Hotel zobaczysz i zarezerwujesz tutaj: Hotel Lopez Campeche. O noclegach na Jukatanie pisaliśmy więcej w tym tekście: Noclegi na Jukatanie i w Palenque – nasze dobre adresy.
Wszystkie posty z podróży do Meksyku:
Meksyk
Lubisz nasze wpisy? Będzie nam bardzo miło, jeżeli podzielisz się nimi ze znajomymi i zostaniesz naszym stałym czytelnikiem na blogu, Facebooku i Instagramie!
Rekiny są w poważnym odwrocie, a bez nich wywraca się na rafach cały ekosystem…